Pewien mój kolega, swoje najpiękniejsze obrazy maluje zazwyczaj po kilku nieprzespanych nocach, kiedy jest ekstremalnie zmęczony. W tym szaleństwie chyba jest metoda, bo moje najlepsze fotoreportaże również powstają, gdy pracuję kolejny dzień z rzędu, nie odpoczywając przy tym przesadnie długo. A może po prostu, fotografując śluby dzień po dniu, oko i umysł są już w reżimie (modne słowo) uważności i dokładniej się widzi, łatwiej antycypuje? Będziemy tego dociekać 😉
Jedno jest pewne. Jakkolwiek zmęczony bądź wypoczęty, z kulą u nogi lub bez, Canonem czy Nikonem, a może pudełkiem po butach lub kalkulatorem, ślub Sandry i Michała mógłbym fotografować nawet z zamkniętymi oczami 😉 Tam wszystko zagrało, począwszy od ról głównych (moja 2,5 letnia córeczka, widząc Sandrę na ekranie, powiedziała że to królewna), poprzez kostiumy, muzykę, światło, na efektach specjalnych kończąc. Sesja plenerowa też miała ciekawy scenariusz. Powiem tylko, że było tak fajnie, że na koniec zrobiliśmy jeszcze krótką poślubną sesję przedmałżeńską 😉 Enjoy!
PS. Tak patrzę na tatę Michała i myślę gdzie go już widziałem…? Dopiero edytując zdjęcia przyszło olśnienie… Któż jak nie on, w nieistniejącym już dawno zakładzie foto, wywoływał moje pierwsze klisze jakieś 20 lat temu 🙂
…
.