Na ślub Justyny i Kuby czekałem z niemałym podekscytowaniem, ponieważ wiedziałem, że będzie to piękna uroczystość w wyjątkowym miejscu – Agroturystyce Gziniance, która już kilka lat temu zasłynęła jako świetna lokalizacja na „bajkowe śluby” 🙂
Kiedy dojechałem na miejsce byłem zachwycony i zadziwiony jednocześnie, jak wiele pracy Państwo Młodzi włożyli w przygotowanie swojego wesela. Każdy detal, każda dekoracja, dopracowana była w najmniejszym szczególe, a wszystko łączyło się w spójną i przede wszystkim fotogeniczną całość!
Niestety plany próbowała pokrzyżować nam pogoda. Piętnaście minut przed ceremonią zaczął kapać deszcz, a chwilę potem lunęło jak z cebra. Kiedy wszyscy byli już pewni, że ślub odbędzie się gdzieś wewnątrz, nagle zaczęło się przejaśniać. Słońce zaświeciło z taką mocą, że woda na dachach zaczęła parować, a mokra trawa przez chwilę wyglądała jakby była radioaktywna! Wspólnymi siłami szybko udało się zrekonstruować miejsce zaślubin, a miła pani urzędnik wcale nie wyglądała na zniecierpliwioną 🙂
Dalej było już z górki: emocjonalna ceremonia, świetna zabawa w kameralnym gronie, nieśpieszne ucztowanie oraz spacer na pobliską działkę i wspólne sadzenie młodych drzew: dębu i wierzby. A na deser, już w drodze powrotnej do domu, przypomniało mi się, że właśnie tej nocy przypada maksimum Perseidów, więc na kilka godzin zatrzymałem się gdzieś w polu pooglądać „spadające gwiazdy” (i tylko żona nieco się zdziwiła, gdy nad ranem zobaczyła mnie w wielkich, ubłoconych buciorach) 🙂
PS. Kilka dni później spotkaliśmy się na sesji plenerowej. Kiedy Justyna z Kubą przywitali mnie w strojach ludowych, wiedziałem, że będzie ciekawie i nie mogłem się powstrzymać, by oprócz zdjęć, nie nakręcić im krótkiego filmu. Ostanie kadry robiliśmy nad Wisłą, przy starej wierzbie, którą kilkadziesiąt lat wcześniej sadziła Justyny babcia… To się nazywa epicka kompozycja klamrowa! Miłego oglądania 🙂